W wielu bankach doszli już do wniosku, że część reklamacji warto rozpatrywać z automatu, nie wchodząc zbyt głęboko w meritum. Dotyczy to zwłaszcza tych reklamacji, które są "groszowe", a klienci kłócą się z bankiem głównie dla zasady - po to, żeby dać mu nauczkę. Oczywiście, można chandryczyć się o każdy grosz i udowadniać klientowi, że nie ma racji, ale po co? Lepiej dać mu to, czego żąda (zwłaszcza jeśli to jest kilka złotych i przeprosiny), licząc na zwiększenie jego lojalności. Ten dylemat występuje zresztą nie tylko w branży finansowej, ostatnio opisywałem jak z buta potraktowali klienta przedstawiciele firmy LG. Banki działające w dużej skali zwykle starają się nie drażnić klientów walczących o drobne kwoty, choć dla odmiany denerwują ich długimi terminami rozpatrywania reklamacji. Te mniejsze, jeszcze na dorobku, procedur dopiero się uczą. I to na własnych, niestety, błędach. Napisał do mnie klient Banku Smart, instytucji finansowej, która tym różni się od innych banków, że nie ma ani jednego oddziału, zaś najwygodniejszym sposobem korzystania z jej usług jest smartfon. Bank Smart zaczął niedawno identyfikować klientów po głosie (żeby zalogować się do konta wystarczy coś powiedzieć), jako pierwszy bank w Polsce otworzył też możliwość korzystania z usług w trybie "dwuwalutowym", w Polsce i krajach strefy euro.
Czytaj też: Składasz w banku reklamację? Będzie ustawa, która każe mu się streszczać
O ile jednak pod względem innowacyjnych rozwiązań Bank Smart ewidentnie jest w awangardzie, o tyle jeśli chodzi o jakość obsługi klienta od czasu do czasu nawala, o czym donosicie mi w e-mailach. Dziś historia pana Pawła, który uważa, że bank powinien mu oddać 5 zł, zaś bank... no, najoględniej mówiąc nie zachowuje się jak "bystry" bank, lecz raczej wręcz przeciwnie. Cała "afera" zaczęła się, gdy pan Pawel postanowił przetransferować pieniądze przechowywane na koncie oszczędnościowym w Banku Smart na depozyt w Idea Banku . Przelał pokaźną sumkę z konta oszczędnościowego na ROR w Smart Banku i zapłacił za tę transakcję 5 zł prowizji (był to już drugi w miesiącu przelew z konta oszczędnościowego na ROR, więc był płatny). Niestety, plan założenia lokaty w Idea Banku spalił na panewce, bo w Banku Smart nawalił system transakcyjny i przelewy nie wychodziły . Wkurzony pan Paweł, po kilku nieudanych próbach wyekspediowania pieniędzy, przesunął je z powrotem na konto oszczędnościowe (żeby się nie marnowały, gdyż chodziło o dużą kwotę). I poprosił bank o zwrot 5 zł prowizji z tytułu transakcji, której nie udało mu się sfinalizować.
"Zgłosiłem reklamację 22 czerwca o godz. 10.35 i poprosiłem, by bank oddał mi 5 zł za przelew. O awarii w banku wiedzieli, lecz ani na stronie banku, ani podczas wykonywaniu przelewu nie było żadnej wzmianki o problemach i braku możliwości wykonania transakcji zgodnie z planem. Według mojej oceny bank naciągnął klientów - bo zapewne nie byłem jedynym tak potraktowanym - na prowizję. Dodatkowo zażądałem odsetek za dzień, w którym pieniądze przeleżały, bezczynnie na ROR w Banku Smart"
- opowiada pan Paweł. Bank zobowiązał się - a konkretnie obiecał to konsultant telefoniczny w rozmowie z moim czytelnikiem - do rozpatrzenia reklamacji w terminie 30 dni . Klient podał do kontaktu tylko telefon i poprosił o informację tą drogą. Gdy upłynął miesięczny termin, zaś odpowiedzi nie było, pan Paweł złapał za słuchawkę i zadzwonił do banku z pytaniem jak tam miewa się jego reklamacja o 5 zł plus odsetki od kwoty przelanej na jeden dzień na ROR. Konsultant chwilę pomilczał, a potem oświadczył, że bank wysłał odpowiedź na adres korespondencyjny tradycyjną pocztą . Pan Paweł zapytał dlaczego przynajmniej nie na e-mail. W banku odpowiedzieli, że nie ma takiej możliwości - musi być poczta tradycyjna. Dziwne to, biorąc pod uwagę, że mówimy o banku cyfrowym, ultranowoczesnym. Pan Paweł zapytał konsultanta, czy może ujawnić treść pisma, które bank mu wysłał pocztą zwykłą na adres korespondencyjny (pod którym mój czytelnik przebywa rzadko). Konsultant ujawnił, że w piśmie jest informacja, iż bank prosi o wydłużenie czasu na odpowiedź na reklamację. Niestety, nie chciał powiedzieć jak długi okres dał sobie na rozpatrzenie tej niezwykle skomplikowanej sprawy bank.
"Kwota, o którą się ubiegam, to 5 zł. Koszt wysłania listu do mnie to 4,2 zł, a jeśli to list polecony - 5,5 zł. Czy naprawdę bank jest taki rozrzutny, że woli procedować moją sprawę przez dwa miesiące, poświęcając czas swoich pracowników, wysyłać przy tym listy papierową pocztą?"
- nie może wyjść z podziwu poirytowany pan Paweł. Być może w banku postanowili być świętsi od papieża i doszli do wniosku, że jedynym zgodnym z przepisami sposobem komunikacji z klientem jest poczta i listy polecone . Tylko wtedy bank ma pewność, że klient odebrał jego komunikat. O ile jednak może to być sensowny sposób postępowania przy informowaniu klientów o zmianach w regulaminie lub tabeli opłat, o tyle przy drobnych reklamacjach spokojnie wystarczyłby e-mail, telefon lub SMS. A rozpatrywanie przez dwa miesiące reklamacji dotyczącej 5 zł (plus odsetki za jeden dzień) wygląda na przykład jakiejś niemocy . I to niemocy permanentnej, bo kiedy już przyszedł do klienta ten ściśle tajny list z informacjami, których nie można ujawnić przez telefon, okazało się, że bank prosi o przedłużenie terminu rozpatrzenia tej skomplikowanej reklamacji o... 90 dni . No, nieźle. Ale to nie koniec historii. Bank najwyraźniej postanowił dać zarobić Poczcie Polskiej i za dwa dni przysłał klientowi kolejny list, nie czekając owych 90 dni - że reklamację częściowo uznaje - 5 zł za bezcelowy przelew odda, ale odsetek za utracony dzień - ani myśli. Dobre i to. Uważam, że można było obyć się bez dwóch listów poleconych za 11 zł i wizerunkowej kompromitacji w oczach klientów.
Czytaj też: Bank nie odpowiedział na reklamację w sprawie 6 gr. Zemsta była straszna
5 zł okazało się też poważną kwotą dla banku BZ WBK , który pobierał z konta klienta, pana Krzysztofa, po 50 zł z tytułu wysłania listu przypominającego o zaległości w jakiejś-tam spłacie. Sama zaległość nie budziła wątpliwości, klient zbiesił się tylko z tego powodu, iż bank życzy sobie za wysłanie monitu nazbyt wysokiej kwoty. Bank się upierał, że wysyłanie monitów jest strasznie męczące i musi dużo kosztować, więc sprawa trafiła do sądu. A tam bank przegrał. Sąd nakazał zwrócić nienależne prowizje wraz z odsetkami na konto klienta. I tu zaczyna się kwestia 5 zł. Bank, zamiast zasądzonych 200 zł, przekazał panu Krzysztofowi jedynie 195 zł. Dlaczego? Ponieważ tym razem obciążył go kwotą 5 zł za przelew do innego banku (z BZ WBK do banku w którym aktualnie konto ma pan Krzysztof). Po interwencji dziennikarzy lokalnego pisma o uroczej nazwie „Znad Marychy” sprawą zajęły się Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów oraz Komisja Nadzoru Finansowego. Być może specjalne posiedzenie poświęci tej sprawie rząd, a w najbliższej encyklice poświęci jej choć dwa akapity papież. Walka o te 5 zł może być kosztowna . Klient jest bowiem bardzo zły i odpuszczać nie zamierza. "Nie zreflektowali się po nakazie zapłaty z sądu, więc wszcząłem egzekucję, która już na starcie będzie kosztowała. 330,83 zł. Jednak, do dnia dzisiejszego komornik nie odnotował wpłaty, więc wniosłem zaliczkę 137,47 zł na wydatki komornika" - pisze do mnie pan Krzysztof sugerując, że być może taniej byłoby, gdyby przed zrobieniem tego przelewu na 200 zł, zasądzonego przez sąd, BZ WBK założył sobie konto np. w Idea Banku. Tam w ofercie kont dla spółek przelewy są za 0 zł, oczywiście pod warunkiem, że spółka zapewni wpływ na konto minimum 1000 zł. W sumie racja. Skoro od siebie BZ WBK pobrał 5 zł za przelew do obcego banku, to może przelewy do obcego banku powinien po prostu wysyłać z... obcego banku. Byłyby przynajmniej za darmo. ZACZNIJ OSZCZĘDZAĆ RAZEM ZE MNĄ! Chcesz posiąść lub rozszerzyć wiedzę o tym, jak zabrać się do oszczędzania pieniędzy, jak zacząć budować prosty portfel inwestycji, jak zadbać o finansową przyszłość swoją i swoich dzieci, jak mieć pieniądze na spełnianie marzeń? Przeczytaj poradnik "Jak inwestować i pomnażać oszczędności". To jedna z najpopularniejszych i najlepiej sprzedających się książek o finansach osobistych (doczekała się już drugiego wydania,
pierwszy nakład się wyczerpał). Książkę, zarówno w postaci tradycyjnej, jak i w formie e-booka, kupisz na stronie serii "Samo Sedno" , a także w sieci księgarni Empik. Z kolei książka "100 opowieści o pieniądzach, czyli jak żyć, wydawać i zarabiać z głową" to przewodnik po najważniejszych problemach finansowych, z którymi możesz się w życiu spotkać i dylematach, które przyjdzie ci rozwiązywać. Jak oszczędzać, żeby nie bolało, jak z tego oszczędzania "ukręcić" pierwszy milion, jak wybrać dla siebie najlepszy bank i jak nie dać się okraść z pieniędzy przez internet, jak wybrać najlepszy kredyt i jak dobrze kupić polisę samochodowego OC..Jak sprawić, żeby pieniądze nie przeciekały przez palce. Książkę kupisz na stronie www.kulturalnysklep.pl oraz w Empiku.
JAK ZNALEŹĆ NAJLEPSZY KREDYT HIPOTECZNY: KROK PO KROKU. To temat najnowszego odcinka wideocyklu "Samcik prześwietla". Dowiesz się z niego czy dziś warto brać kredyt hipoteczny, jak sprawdzić czy cię na niego stać oraz na co zwracać uwagę porównując oferty i czy warto korzystać z pośrednika, czy też lepiej szukać samemu. Zapraszam!
Zerknij też na inne odcinki "Samcik prześwietla". W nich m.in. o tym jak znaleźć najlepszą lokatę bankową i jak zabrać się do inwestowania pieniędzy.