Jak skłonić nas do używania smartfonów zamiast kart płatniczych na zakupach? To dziś najważniejsza misja banków, od której zależy czy nadal będą zwiększały zyski. Klient ze smartfonem w ręku - dzięki geolokalizacji i powiadomieniom push - jest bardziej podatny na podpowiedzi co kupić, gdzie kupić i czy można dostać na te zakupy szybki kredyt. Banki będą w przyszłości na tym właśnie zarabiać - na aranżowaniu naszych zakupów. Sęk w tym, że dopóki logowanie do mobilnego banku i autoryzacja transakcji nie będzie oparta na biometrii, zamiast na PIN-ach i hasłach, to karty przy płaceniu będą po prostu wygodniejsze. Jednak era biometrii nadchodzi - do kilku banków można już zalogować się przez smartfona przykładając palec do czytnika (oczywiście o ile ma się odpowiednio nowoczesnego smartfona) - więc i moment, w którym smartfon będzie wygodniejszy do płacenia, niż karta, zbliża się nieubłaganie.
Czytaj też: Bank zaproponował ci nowy sposób płacenia. Zgodzić się? Na co uważać?
Ale jest i drugi punkt w przyzwyczajaniu nas do używania smartfonów do bankowania. To łatwiejsze wykonywanie przelewów. Powiedzmy sobie szczerze: dopóki nasze związki z aplikacją bankową w smartfonie będą się ograniczały do sprawdzania tam salda, pożytek dla banków będzie ograniczony. Ale jeśli zaczniemy na smartfonie również robić przelewy, płacić rachunki, zakładać lokaty... Wtedy smartfon stanie się największym przyjacielem klienta banku. I o to chodzi. To dlatego Bank Millennium oferuje najlepsze lokaty właśnie przez smartfona, a nie w serwisie internetowym, używając do ich oferowania tzw. rozszerzonej rzeczywistości. To dlatego w Banku Smart można już logować się do aplikacji mobilnej głosem (i zapomnieć o PIN-ach). I to dlatego w kilku bankach można już płacić rachunki poprzez zeskanowani kodów paskowych. Cała formatka przelewu wypełnia się sama, a klientowi pozostaje tylko zatwierdzić przelew. Zresztą w ten sam sposób można wypełnić... wniosek o ubezpieczenie samochodu
W mBanku wpadli na kolejny pomysł tego typu - w ramach aplikacji mobilnej przypomną o rachunku za prąd czy telewizję kablową i umożliwią zapłacenie tych rachunków jednym kliknięciem w smartfonie . Niby drobiazg, ale 86% klientów mBanku wykonuje przelewy ręcznie, nie korzystają z żadnych zleceń stałych, ani z poleceń zapłaty. Mozolnie wpisują dane odbiorcy do formatki i zatwierdzają przelew kodem SMS. A że przeciętny klient mBanku płaci 7 przelewów miesięcznie, to nieźle się naklika. No i trzeba pamiętać która faktura do kiedy jest płatna. mBank mógłby wydać zyliony złotych na promowanie zleceń stałych, ale... po co? Woli wprowadzić "przypominacza" o nie zapłaconych rachunkach do aplikacji mobilnej. Specjalne alerty będą pojawiały się zaraz na ekranie startowym, w sekcji "Nadchodzące operacje". Podobny asystent płatności - a w zasadzie robot do samodzielnego płacenia rachunków - wystartował już jakiś czas temu w jednej z fintechowych platform bm.pl, ale bez sprzężenia z kontem osobistym.
Czytaj też: Smartfon, dziecko i... pieniądze. Mieszanka wybuchowa?
Czy to będzie kolejny powód, żeby do mBanku logować się przez smartfona, zamiast z laptopa, czy komputera stacjonarnego? Zapewne właśnie o to chodzi. Bank podaje, że połowa jego klientów korzysta z aplikacji mobilnej w smartfonie, średnio logując się do niej 20 razy w miesiącu. Oczywiście z tych logowań nie wynika, że klienci płacą smartfonem zamiast kartą, najprawdopodobniej po prostu sprawdzają saldo na koncie. No i wciąż jest jeszcze ta druga połowa, która smartfona do bankowania nie używa. A więc nie będzie też nim płacić z sklepie zamiast kartą. Stąd pomysł, żeby wystawić tym klientom nowinkę sprawiającą, że sprawdzanie co słychać w banku bardziej będzie się opłacało przy użyciu smartfona, niż ze zwykłego komputera (choć dla klientów "desktopowych" ta funkcja też ma zostać wkrótce wprowadzona).
Sprawa wygląda tak, że klient zagląda do apki bankowej, widzi powiadomienie o nadchodzącej płatności faktury i... aby zlecić płatność wystarczy przesunąć palcem w prawo. A mBank, na podstawie dotychczasowych transakcji automatycznie uzupełni informacje o odbiorcy oraz wpisze ostatnią kwotę, na jaką został wysłany do niego przelew . Jeśli klient będzie chciał ją zmienić wystarczy, że w nią kliknie. Pomysł wydaje się ciekawy, zwłaszcza, że 25% Polaków przyznaje się do tego, że od czasu do czasu zapomina zapłacić jakiś rachunek. Wygląda na to, że systemy informatyczne i Big Data mBanku są coraz lepiej rozwinięte, skoro są w stanie przeanalizować setki milionów przelewów klientów i wyhaczyć spośród nich te powtarzalne (czyli najpewniej comiesięczne rachunki). Tylko kwestią czasu jest, nim mBankowcy zaczną nie tylko podpowiadać daty płatności comiesięcznych faktur, ale też i... zmianę odbiorcy. "Ojej, kliencie, płacisz zbyt wysoki rachunek za prąd! Zmień odbiorcę, a zaoszczędzisz tyle a tyle". Zmianę dostawcy prądu też da się już zrobić zdalnie.
Czytaj też: To wyjątkowo perwersyjny wirus. Kradnie wtedy, gdy czujesz się najbezpieczniej
Głównym problemem w tej mobilnej ekspansji banków jest bezpieczeństwo. mBank, aby ułatwić płacenie rachunków smartfonem, podwyższył limity dostępne w aplikacji. I podwyższył je wszystkim klientom z automatu - z 500 zł do 1000 zł (mobilnie można wykonać pięć transakcji dziennie). Ale największy problem polega na tym, że smartfon jest urządzeniem korzystającym z internetu non-stop (i łatwiej się do niego włamać, niż do komputera) i jeśli używamy na nim banku, musimy stosować bardziej surowe zasady bezpieczeństwa. A więc w miarę możliwości nie podłączać się do publicznego wi-fi (a już na pewno nie w czasie korzystania z apki bankowej), nie ściągać żadnych aplikacji spoza oficjalnego sklepu, nie klikać żadnych linków podesłanych e-mailem lub poprzez powiadomienia. A najlepiej nie trzymać w banku podłączonym do aplikacji mobilnej zbyt dużych pieniędzy. A zresztą... w ogóle czasy są takie, że ewentualne oszczędności warto trzymać w kilku miejscach, a nie w jednym.